niedziela, 10 października 2010

Wyścig szczurów



Udało mi się dostać na zajęcia z drugiego roku akademickiego, przedmiot: bazy danych. Doznałem lekkiego szoku. Czemu? Do pewnego momentu prowadzenie zajęć (sprawy organizacyjne) było ok. Do czasu gdy poruszony został temat związany z systemem oceniania i weryfikacji wiedzy studentów. Co mnie tak uraziło? parcie na wyścig szczurów. Prowadzący oznajmił iż na jego zajęciach będzie się liczyła zależność: kto pierwszy- ten lepszy. Nagradzane zostają sowicie 3 pierwsze osoby które zrobią zadanie. Oczywiście ocenami bardzo dobrymi i dobrymi. Pozostała może obejść się smakiem, jedyne co mogą liczyć to lewe zaliczenie na 3 i 3,5. Jak dla mnie jest to niesprawiedliwe. A jednak.

Dodatkowym szokiem było to w jaki sposób ten fakt oznajmił prowadzący. "Nie będzie pomagania sobie na wzajem, każdy będzie pracował tylko na siebie, nikt nie pomaga innym, nie ma do tego prawa. Każdy jest sam z zadaniem. Tak wiec na moich zajęciach będzie prawdziwy wyścig szczurów".

Poczułem się zniesmaczony tymi praktykami. Przecież nie o to chodzi w nauce. Zupełnie niepotrzebnie prowadzący stwarza atmosferę wrogą, rywalizującą, a nie pracy w zespole, pomocy i przede wszystkim nauczenia się- bo o to chodzi. No cóż. jaki to by nie był przedmiot, bardzo łatwy lub bardzo trudny. to sorry ta metoda do mnie nie przemawia. Zbyt kojarzy mi się z pogonią za pieniądzem, podpieprzaniem pracowników, rywalizacją za wszelką cenę itp.

NAPRAWDĘ POCZUŁEM ŻE UCZESTNICZĘ W DZIWNYM, NIE MAJĄCYM CELU WYŚCIGU SZCZURÓW.

Przecież tego nie musi być... przynajmniej nie teraz.
To samo tyczy się na wielu stanowiskach pracy. Z tym że ja mam jeszcze czas poczuć ten inny rodzaj wyścigu szczurów...

Niestety nie udało mi się przedrzeć na drugi rok studiów technicznych Politechniki. Czemu? To złożony problem. Na pewno dojazdy się na to złożyły, spóźnianie na niektóre zajęcia, później odsypianie w ciągu dnia po 2h żeby normalnie funkcjonować. chroniczne zmęczenie, brak systematyczności, braki z technikum, ale także myślę iż uwzięcie się jednego wykładowcy, więcej grzechów nie pamiętam. Wszystko się skumulowało. I zrobiło się co zrobiło. Niemniej jednak uważam to za totalną życiową porażkę. Inaczej nie potrafię. Jestem teraz zagubiony. Co teraz mam robić. Co ogólnie zrobić i którą drogą podążyć. W co zatopić myśli. Czy zacząć przez te pół roku realizować marzenia? Czy może rzucić studia i zacząć drogę zawodową? A może jak gdyby nigdy nic wrócić na studia za pół roku? Zmienić kierunek? uczelnie?
Presja na to by być po studiach u nas jest ogromna. To też wyścig szczurów. Ten kto nie poszedł jest piętnowany w większy lub mniejszy sposób. No bo jak na spotkaniu rodzinnym gdzie większość osób jest mgr inż. lub doktorami, albo po prostu po studiach powiedzieć że niestety to nie dla mnie i ja ich nie będę miał? Uważam że ten problem ma wielu dwudziestolatków w PL. Aż za wiele.

Dużo tych pytań a odpowiedzi jest strasznie mało. Kolejna porażka. Ale kurcze kiedyś one muszą się skończyć. Więc im więcej ich teraz w przyszłości będzie ich mniej. Oby. Choć ta mi daje w kość, i będzie pewnie dawała jeszcze przez długi czas. Temat na najbliższe tygodnie: Co teraz? A Bóg wie...

7 komentarzy:

  1. Moje doświadczenia z studiów wskazują jednoznacznie że to jest szkoła przetrwania a nie miejsce zdobywania wiedzy.
    Mam naprawdę ogromną ilość znajomych z ogromną wiedzą i doświadczeniem co stadiów nie skończyła, jednocześnie jak widzę niektórych absolwentów to nie wiem czy należy się śmiać czy płakać.
    Wydaje mi się iż w Polsce należało by całkowicie zmienić system kształcenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie nikt z najbliższej rodziny nie poszedł na studia lub ich nie ma. Presja i tak jest bo "powinienem". Osobiście nie poszedłem, a matura zdana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety studia studiom nierówne, a także człowiek człowiekowi nierówny. Ja skończyłem studia i jestem z tego bardzo zadowolony. Uważam, że studia dają w małym stopniu wiedzę praktyczną, trochę wiedzy teoretycznej, ale rozwijają ludzi poprzez skumulowanie dużej liczby inteligentnych ludzi w jednym miejscu. Nawet zakuwanie głupich regułek jakoś rozwija umysł. Na studiach ma się kontakt z osobami, które w przyszłości zostają menadżerami, właścicielami firm, dyrektorami. Wśród znajomych ze szkoły średniej, którzy nie poszli na studia jakoś nie widzę ludzi sukcesu. Natomiast większość znajomych ze studiów żyje dobrze, nawet jeśli nie starają się uzyskać niezależności finansowej. W grupie ludzi bez wyższego wykształcenia znajdą się ludzie sukcesu, a w grupie ludzi z papierkiem z uczelni będzie sporo ludzi, którym życie nie do końca wyjdzie, ale jestem zdania, że z papierkiem jest łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz przed sobą ciężką decyzję. Ponieważ jestem całkiem świeżo po studiach na polibudzie (informatyka :) ) podzielę się z Tobą kilkoma przemyśleniami.

    Przede wszystkim niemal pewna praca. Aktualnie nie znam nikogo z moich kolegów (120) ze studiów, kto nie miałby pracy i to pracy w zawodzie. W szerszym kontekście, wśród moich znajomych ludzie, którzy kończyli politechnikę mają najmniej problemów ze znalezieniem pracy, na drugim miejscu są ludzie po akademii ekonomicznej i daleko za nimi ludzie po uniwerku - tutaj jest najciężej, nawet jeśli moi znajomi nie kończyli polonistyki, a chemię.

    Po drugi - już od kilku dobrych lat praca informatyka jest dobrze płatna, a praca inżyniera w ogóle dobrze płatna być zaczyna. Idzie to wszystko też w dobrym kierunku - nie musisz ustawiać kariery na kierownika, żeby dobrze zarabiać i być zadowolonym ze swojej pracy

    Po trzecie. Z doświadczenia (niestety niejednej) poprawki dowiedziałem się o sobie całkiem sporo. Między innymi to, że np. po roku powtarzany przedmiot (zdarzyło mi się 2 razy) był dla mnie... łatwiejszy. Tak po prostu automagicznie z racji albo wieku, albo mocniejszej (z roku na rok) psychiki przedmioty wydawały mi się mniej trudne jeśli poświęciłem na to odpowiednią ilośc czasu. A nie byłem najbardziej pracowity, ale ta zależność zawsze działała - odpowiednio wcześnie zacząłeś się uczyć + poświęciłeś na to trochę czasu = egzamin mniej nerwowy, projekt lepiej zrobiony. I dawało to mnóstwo satysfakcji, a obecnie wymiana doświadczeń dzięki temu jest pasjonująca.

    Po czwarte - czas. Nigdy później w życiu człowiek chyba nie ma tyle czasu co na studiach. I jest to czas na rozwijanie swoich pasji i uczenie się tego czego na studiach zabrakło, ale w pracy później będzie przydatne. Już później, gdy człowiek pracuje wcale nie ma na to czasu tak wiele, a wiedzy do przyswojenia też jest dużo. Tylko, że mam wrażenie, że praca jest... łatwiejsza i mniej stresująca niż niektóre etapy na studiach.

    Zastanów się jeszcze raz. Jeden rok w tył, to nie jest żadna tragedia, chociaż tak właśnie teraz czujesz. Z perspektywy czasu ten jeden rok nic nie znaczy. Nie wiem czy powinieneś studiować, czy Twoje talenty są gdzie indziej, ale warto się zastanowić nad tym mniej emocjonalnie.

    PS. Popieram też to co napisał Melonmaker.

    Pozdrawiam
    Piotrek

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz przed sobą ciężką decyzję. Ponieważ jestem całkiem świeżo po studiach na polibudzie (informatyka :) ) podzielę się z Tobą kilkoma przemyśleniami.

    Przede wszystkim niemal pewna praca. Aktualnie nie znam nikogo z moich kolegów (120) ze studiów, kto nie miałby pracy i to pracy w zawodzie. W szerszym kontekście, wśród moich znajomych ludzie, którzy kończyli politechnikę mają najmniej problemów ze znalezieniem pracy, na drugim miejscu są ludzie po akademii ekonomicznej i daleko za nimi ludzie po uniwerku - tutaj jest najciężej, nawet jeśli moi znajomi nie kończyli polonistyki, a chemię.

    Po drugi - już od kilku dobrych lat praca informatyka jest dobrze płatna, a praca inżyniera w ogóle dobrze płatna być zaczyna. Idzie to wszystko też w dobrym kierunku - nie musisz ustawiać kariery na kierownika, żeby dobrze zarabiać i być zadowolonym ze swojej pracy

    Po trzecie. Z doświadczenia (niestety niejednej) poprawki dowiedziałem się o sobie całkiem sporo. Między innymi to, że np. po roku powtarzany przedmiot (zdarzyło mi się 2 razy) był dla mnie... łatwiejszy. Tak po prostu automagicznie z racji albo wieku, albo mocniejszej (z roku na rok) psychiki przedmioty wydawały mi się mniej trudne jeśli poświęciłem na to odpowiednią ilośc czasu. A nie byłem najbardziej pracowity, ale ta zależność zawsze działała - odpowiednio wcześnie zacząłeś się uczyć + poświęciłeś na to trochę czasu = egzamin mniej nerwowy, projekt lepiej zrobiony. I dawało to mnóstwo satysfakcji, a obecnie wymiana doświadczeń dzięki temu jest pasjonująca.

    Po czwarte - czas. Nigdy później w życiu człowiek chyba nie ma tyle czasu co na studiach. I jest to czas na rozwijanie swoich pasji i uczenie się tego czego na studiach zabrakło, ale w pracy później będzie przydatne. Już później, gdy człowiek pracuje wcale nie ma na to czasu tak wiele, a wiedzy do przyswojenia też jest dużo. Tylko, że mam wrażenie, że praca jest... łatwiejsza i mniej stresująca niż niektóre etapy na studiach.

    Zastanów się jeszcze raz. Jeden rok w tył, to nie jest żadna tragedia, chociaż tak właśnie teraz czujesz. Z perspektywy czasu ten jeden rok nic nie znaczy. Nie wiem czy powinieneś studiować, czy Twoje talenty są gdzie indziej, ale warto się zastanowić nad tym mniej emocjonalnie.

    PS. Popieram też to co napisał Melonmaker.

    Pozdrawiam
    Piotrek

    OdpowiedzUsuń
  6. Mógłbym Ci poradzić "Olej studia, załóż firmę", ale brzmiałoby to niezbyt wiarygodnie z ust studenta 3 roku, który firmy nie miał. Nic nie masz teraz co stracenia, zaryzykuj, a jak biznes się rozkręci, możesz zacząć studiować zaocznie. Ja przymierzam się w 2011 r. do założenia firmy, bo nie widzę lepszej (choć bardzo szalonej i ryzykownej) drogi do "miliona".

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierdol studia. Zostan ninja ! :)

    OdpowiedzUsuń