wtorek, 23 sierpnia 2011

Postanowienie poprawy:)



Obecnie (bo od 2 dni) wdrożyłem nowe zasady wydawania zarobionych pieniędzy:) A wszystko to dzięki założeniu książeczki wydatków. Z niej właśnie wynikało iż lwią część wypłaty przeznaczałem na paliwo do mojego grzmota i na jedzenie.

Przypomnijmy:
Paliwo przez miesiąc opiewało na: 560zł
Jedzenie zaś na: 300zł

To były dwa największe wydatki w mojej książeczce. Tak więc postanowiłem coś z tym zrobić. Otóż teraz do pracy będę jeździł tylko gdy będę miał na 6 rano:) w miesiącu to jest mniej więcej ok 5-6 razy. Oczywiście jeśli będzie naprawdę potrzebne to pojadę i w innych dniach, ale to będą ekstramalne przypadki. Zresztą planuję sprzedać autko i zobaczymy jak to pójdzie. Jak się uda- super, jak nie to będę myślał dalej:)
Co do jedzenia daje to mniej więcej 10zł na dzień, z tym że nie jestem codziennie w pracy:) w praktyce często kwota całodniowa na jedzenie wynosiła przeszło 20-25zł. To stanowczo za dużo. Teraz z uwagi na obcinanie wydatków będę kupował w dzień pracy 2 litrową wodę do picia- ok 1zł, jakieś bułki, i coś do tych bułek. Tyle. Nic więcej. Chciałbym się dziennie zmieścić w
ok 5zł.

Po jakimś czasie zobaczę jak mi idzie. Cały czas książeczkę będę uzupełniał patrząc na moje postępy. Może naprawdę ładne kwoty zaoszczędzę? Liczę na to!

Pozdrawiam!

czwartek, 28 lipca 2011

Pomysł na biznes ???


Witam!

Ostatnio wpadł mi (zupełnie przypadkowo) pewien pomysł na działalność gospodarczą. Mianowicie sąsiadujące miasto posiada duże połacie lasów. Ponadto obszarowo jest to największe miasto w woj śląskim a 8 w skali kraju. Cały obszar miasta jest spowity licznymi pasami zieleni i lasów.
I żeby nie było tak słodko i pierdząco. Tam gdzie jest wiele lasów, dużo zieleni i niestety sąsiadujący z nimi ludzie, tam są i licznie występujące śmieci. Niestety coroczny dzień sprzątania ziemi to trochę za mało by się uporać z zalegającymi śmieciami. Wyrzucone śmieci z jadących aut przy drodze, worki ze śmieciami wyrzucone w głąb lasu i to co najgorsze czyli nielegalne wysypiska śmieci w lasach. A pomyślałem o tym konkretnym mieście ponieważ wiem że z okolicznych "wsi" zrobili dzielnice tego miasta a terytorialnie są one nierzadko spowite lasami i łąkami.

Zatem wybrałem się już dwa razy do kilku miejsc leśnych w celu zbadania autentyczności moich poglądów na temat ilości śmieci. Okazało się że dramatu nie ma, ale jednak śmieci są. Najczęściej występują jako rzucone na ziemię butelki, reklamówki, plastiki różnego rodzaju. Takich śmieci jest najwięcej i można je znaleźć w liczbie pojedyńczej na całej szerokości lasu. Porozrzucane byle gdzie.
Kolejną grupą śmieci to porzucone worki które zwykle jest kilka w jednym miejscu. Oczywiście najgorszym zjawiskiem są dzikie składowiska/wysypiska śmieci w lesie. Jest tego najmniej, ale i najwięcej sprzątania. Z wysypiskami jest to, że tam znajduje się dosłownie wszystko, po rowerki dziecięce aż do lodówek czy opon.

Co mnie zdziwiło odwiedziłem także malusią połać lasku, sąsiadującą o dziwo z parkiem miejskim w tym mieście a oddaloną od ścisłego miasta dosłownie 200-300m. Mimo pobliskiego parku którego tylko wąska droga dzieli od lasku znajdowały się w nim liczne śmieci, a przede wszystkim stare opony i butelki. Co ciekawe park wysprzątany był porządnie.

Tak wiec z tego widać że lasy i tereny zielone oddalone od ścisłego miasta nie są należycie sprzątane i doglądane.
Pomyślałem że zleceniodawcą mogły by być władze miejskie, do których należą te tereny. Czyli urząd miejski, a w innych obszarach np urzędy gminy. Wydaje mi się że jeśli miasto kreuje się na "zielone, czyste i pełne drzew" i chce utrzymać taki status który wyrabia przez jakiś czas nie powinno przechodzić obojętnie przy powyższej propozycji.
Także pod pretekstem ekologii, czystych lasów i "zielonych płuc Europy" można by było pokusić się o dotacje UE. Wiadomo że to co proekologiczne pozytywnie jest widziane w komisjach.

Jeśli w ogóle pomysł ma rację bytu i da się go zrealizować to występują dalsze problemy takie jak: dogadanie się z firmą sprzątającą o składowanie i utylizacje śmieci, sposobu rozliczania tego typu działalności, odpowiedniego auta z "paką", no i to czego najbardziej się boję czyli sezonowości takiej działalności. Bo przecież zimą to ja nie pozbieram śmieci;] tak więc trzeba by było pomyśleć nad dodatkowym zadaniem dla firmy na okres zimowy by przynosiła zyski, lub chociaż pokrywała koszty prowadzenia działalności.

Ale czy taki pomysł ma w ogóle sens??? Da się to zrealizować? Co o tym myślicie???

Pozdrawiam

poniedziałek, 25 lipca 2011

Ankieta banku ING



Pewnego dnia wchodząc na internetowe konto ING tuż po wylogowaniu zauważyłem ciekawą ankietę. Otóż dotyczy ona wielkości naszych oszczędności w danym miesiącu, a konkretniej w bieżącym. Postanowiłem i ja kliknąć w odpowiedni "ptaszek" głównie w celach sprawdzenia wyników ankiety. Co się okazało???

- 37% ankietowanych przyznało iż nic nie odłożyło w tym miesiącu a ponadto się nawet zadłużyło.
- 27% osób nie zaoszczędziło żadnych pieniędzy ale na szczęście nie zadłużyło się.
- 12% udało się odłożyć więcej niż 30% dochodu.
- 10% odłożyło mniej niż magiczne 10% dochodu o którym tak często się wspomina chociażby na blogach finansowych.
- 9% ankietowanych zaoszczędziło ok 10-20% zarobku.
- 5% zaoszczędziło piękne 20-30% dochodu.

Co to wszystko znaczy??? Że my blogerzy stron o tematyce finansowej, inwestycyjnej i oszczędnościowej mamy jeszcze wiele do zrobienia i uświadomienia w naszych społeczeństwie.

Żeby nie było niedomówień, jeszcze kilka miesięcy temu zaliczałem się do grupy "pięknych" 20-30%, teraz tylko zarabiam, wydaje i nie oszczędzam nadwyżek. Po prostu nie udaje mi się:( Pocieszający fakt na osłodę to taki że nie zadłużam się chociaż.

A morał z tej opowieści jest prosty i każdemu znany, więcej finansowej wiedzy i chęci, a oszczędności MAMY :D

piątek, 8 lipca 2011

Wypociny z konta



Po raz kolejny dostałem zapłatę za swoją uczciwą pracę.

Przepraszam powiedziałem zapłatę? Chodziło o jałmużnę. Bo jak inaczej mogę nazwać to "coś" co zostało przelane na moje konto. Przepraszam was ale muszę trochę ponarzekać dzisiaj...

Na moje konto zostało przelane Całe 912zł. No kurwa bez przesady, nie? Co to jest? to nawet nie są pieniądze. Ale ogólnie wychodzi na to że jest ok bo przecież przepracowałem ok 140h w miesiącu. Chciałem więcej, ale jak zawsze się nie dało. No ileż tak można? Co miesiąc dostawać 900zł? Przecież mam chęci, pytam się, proszę o więcej godzin, wykonuje dobrze swoje obowiązki. Za to dostaje pochwały słowne. Wcześniej mnie to jarało, ale już nie teraz, bo nawet świni się przeżre w pewnym momencie. Zresztą z tymi godzinami tez nie jest tak różowo. Nigdy nie można dobić do 168h/miesiąc (godzinowy pełny etat) a jeśli nawet to wyplata wynosiła by ok. 1092zł. No wiele więcej to to nie jest. Szału nie ma. A mnie zaczyna to coraz bardziej wkurwiać.

Akurat przy przeglądaniu zawartości mojego konta czułem się podobnie jak bohater "Dnia Świra" :
Wypłata



No to czemu nie zmienię pracy??
Słowa klucze: elastyczne godziny pracy (jak zawsze chodzi o studia), mogę dość szybko jeśli jest potrzeba załatwić sobie wolne, nie oszukujmy się praca tez nie jest ciężka.
Co nie zmienia faktu że zaczynam się rozglądać nad forma dorabiania, lub radykalnej zmiany miejsca pracy.
Powegetujemy- zobaczymy:)

Pozdrawiam

wtorek, 5 lipca 2011

Nasz Kochany US !!!



Nasz Ukochany, Boski, Rzetelny, Prawy, Mądry i Wielbiony przez każdego Urząd Skarbowy (niepotrzebne skreślić) właśnie wysłał mi na konto zwrot podatku za rok 2010:). Kwota piękna ale nie oszołamiająca: całe 154zł.
Zważając na moją sytuację cieszę się niezmiernie z tych pieniędzy. To tak na dobry początek po katastrofie:)

Swoją drogą US w tym roku o wiele sprawniej uporał się z przesłaniem należności. W tamtym roku PIT składałem o podobnej porze i czekałem do "późnego" lipca... tak więc BRAWO !!!

:D

sobota, 2 lipca 2011

Książeczka prawdę Ci powie



Mała, poręczna z odpowiednią ilością kartek no i niestety w kolorze "kurewskiego" różu... To moja książeczka w której na kilku stronach zapisałem właśnie moje wszystkie wydatki w ciągu 1,5 miesiąca. Zapisywałem w nim dosłownie każdy wydatek, nawet te najmniejsze, rzędu 0,10- 1,00 zł. Może to i śmieszne a nawet zbyt pedantyczne ale tylko wtedy dostajemy prawdziwą formę naszych wydatków na przestrzeni jakiegoś czasu. W moim przypadku tenże właśnie czas to 13 maj aż do 30 czerwca.

Powiem tak- jest to jedna z najlepszych sposobów by wreszcie przejrzeć na oczy na co tak naprawdę wydajemy pieniądze. Tego przed spisaniem się nie widzi. Bo niby co? pamiętasz wszystko co kupiłeś w danym dniu dwa, trzy tygodnie temu?? Raczej nie. Mimo że może Ci się wydawać inaczej. Tak więc i w moim przypadku dzięki małej, obskurnej różowej książeczce przejrzałem na oczy- uwierzcie mi gdy zobaczyłem liczby moje oczy były jak dwa wielkie denka przez następne kilka dni :)

Tak więc konkrety:
Pogrupowałem książeczkę na główne wydatki które zaistniały przez ten czas.
Także dla lepszego zrozumienia skali podzieliłem cały czas na dwie grupy: miesięczną i półtora miesięczną...

- Paliwo (pb95)
przez miesiąc: 560zł
przez 1,5 miesiąca: 935zł
- Jedzenie
przez miesiąc: 300zł
przez 1,5 miesiąca: 356zł
- Ubrania (akurat w tym nastało wielkie jednorazowe coroczne/co 2 lata kupowanie ciuchów)
przez miesiąc: 750zł
- Prezenty na komunię
255zł
- Inne (np. naprawa kosiarki, bilety, pożyczki itp)

przez 1,5 miesiąca: 400zł
---------------------------------------------------
RAZEM: bagatelne 2696zł

Z tego zestawienia widać dokładnie na co idą pieniądze. Najgorzej jest z paliwem i żarciem. Najbardziej to uszczupla mój budżet, a podkreślam iż auto jest ekonomiczne:) Po prostu uwielbiam jeździć nim więc km lecą...
Ciuchy to zawsze coroczny lub co drugi rok "wybryk" finansowy ponieważ od lat tak robię a nienawidzę tracić siły na regularne comiesięczne kupowanie ubrań.
Prezenty na komunię- wiadomo. No i na końcu ta kosiarka... Zepsułem a sam nie umiałem naprawić wiec serwis zrobił to z chęcią za 230zł.


Nigdy nie myślałem że to wszystko jest aż na tak wielką skalę finansową, a jednak.

Problem także polega na tym że jednak każdy z nas zdaje sobie większą lub mniejszą sprawę z naszych głównych wydatków. Tylko że myślimy że wydajemy dużo na dany wydatek i mimo to że wiemy jaka to lwia część naszego budżetu jakoś to do nas nie dociera... Docierają za to idealnie liczby, które otwierają oczy na rzeczywistość.
Apeluje właśnie by Ci czytelnicy tego wpisu którzy uważają że wiedzą naprawdę na co wydają kasę a nigdy nie mieli takiej książeczki by założyli ją. W większości przypadków będziecie tak samo zaskoczeni jak ja :D

wtorek, 21 czerwca 2011

Powrót do Biegu Po Milion ???

Witam!

Jak zapewne zauważyliście nie było mnie przez długi czas na tym blogu. Czemu? Jest wiele tego powodów...
Ogólnie można powiedzieć że jestem bankrutem. Zaczynam prawie od zera, choć na szczęście jakieś grosze tam się uchowały. Jak to się stało? W sumie wiem ale nie do końca kontrolowałem cały przebieg wydarzeń. Jeśli w ogóle było co kontrolować. Problem z mieszkaniem, auto, paliwo, rachunki z uczelni, źle wydawane pieniądze na codzienne uciechy doczesne:) To tylko kilka grzechów które zrujnowały mój budżet. A to wszystko mimo pracy na stacji więc wpływy jakieś tam były...

Co teraz?? Staram się jakoś powrócić na tor który wcześniej obrałem. Będzie ciężko. Bez gotówki/pieniędzy zawsze jest ciężko. No cóż. Kiedyś przecież musi się udać:) Więc powoli coś będę grzebał byle do przodu.

Idą wakacje. Tak więc może uda się coś wykombinować. Jakiś hot shot który choć da impuls do dalszych działań.

Ale także nauczyłem się trochę o sobie przez ten czas:) W miarę czasu będę opisywał o co chodzi, co się zmieniło i czego się nauczyłem. :D

Tak więc do następnego. Myślę że już bardziej konkretnego wpisu.

Pozdrawiam!

niedziela, 20 marca 2011

Kolejna "ratka"

Dwa dni temu ponownie dowiedzieliśmy się iż owe mieszkanie (wspominałem o problemie kilka postów temu) jest nadal zadłużane. Wiadomo: czynsz i media. Uzbierało się tego kolejne 1800zł. Z mojego konta "wyparowało" kolejne 500zł na ten cel.
Szkoda słów. A końca nie widać. Mam tylko nadzieje że kiedyś (pewnie za kilka lat) to co włożyliśmy będzie zwracane nam. Ale to są tylko nadzieje.
Tak więc kolejny wielki minus. Zobaczymy co dalej z tą sprawą, bo jest już ona w trakcie rozwiązywania (sądownie). A wiadomo też jak długo nasze sądy działają :(

Pozdrawiam.

czwartek, 10 marca 2011

Obserwacji spalania ciąg dalszy.



Witam!
Ostatnio pochwaliłem się uzyskaniem spalania mojego autka na poziomie ok 3,5L/100km w trasie przy prędkości ok 70km/h. Zastosowałem od tamtej pory szereg "wynalazków" które rzekomo miały zmniejszyć spalanie auta, polepszyć kulturę pracy silnika i w ogóle auto jak pisali na opakowaniach miało latać ponad chmury, żreć 1L na 100KM, nigdy się nie psuć, nie emitować spalin a komfort miał być jak w S-klasie.
Co z tego wszystkiego wynikło?

Popełniłem niewątpliwy błąd na początku. Sprawdziłem spalanie przy 70km/h tylko raz. Powinienem to zrobić przynajmniej dwa razy. Czemu? Ponieważ nigdy nie wiadomo czy dany wynik jest odstępstwem od reguły. Tak było właśnie z owymi 3,5L. Później zalałem silnik niesamowitą mieszanką ceramicznej ochrony silnika. I po ok 2 tyg ponownie sprawdzałem spalanie. Niestety auto nie schodzi poniżej 4,25. Po prostu nie da się:)

Tak więc co do Ceramicznej ochrony silnika: Wielkie gówno. Wydatek rządu kilkudziesięciu złotych który jest po prostu niepotrzebny. Z tego co zaobserwowałem w moim aucie prawie żadna z reklamowanych na pudełku osiągów nie doszła racji bytu. Powiem więcej- jest jeszcze gorzej niż było.
Auto z racji tego iż płyn jest gęsty a ja dolałem go do oleju silnikowego auto przy niskich temperaturach nie chce odpalać od "pierwszego". Wcześniej nie było w ogóle problemu z tym. Palił bez problemu, nawet przy minus ok 15st. C. No cóż życie...

Dalej...
Zwiększa moc silnika?
- Gówno prawda. Auto właśnie ma tendencje do dłuższego nagrzewania się, czasem przy pierwszym uruchamianiu silnika i przejechaniu ok 200m potrafi zgasnąć w najmniej oczekiwanym momencie. Nie muszę pisać że wcześniej tego nie było.

Redukuje zużycie silnika?
- Tego nie jestem w stanie sam stwierdzić. Nie mam czym, nie mam jak i co najważniejsze nie mam wiedzy która jest potrzebna do tych pomiarów.

Zmniejsza zużycie paliwa?
- To mnie najbardziej wkurza. Przy tym że właśnie olej zgęstniał w komorze silnika ( a opory tłoków miały być mneijsze nie większe) auto dlużej się nagrzewa, nei osiąga tych 90 st C tylko 85. Tak więc pali więcej. Teraz min 4,25L na 100, wcześniej prawie litr mniej.

-Ułatwia rozruch zimnego silnika?
- Bez komentarza

Zwiększa radość z jazdy?
- Tutaj także się nie zgodzę. Auto max. jechało wcześniej 140km/h i jedzie teraz tyle samo. Przyspieszenie takie samo. Nic się nie zmieniło.

Tak więc ten produkt to pic na wodę, fotomontaż. Nie kupujcie tego gówna. Bo i tak nie pomoże. A zaszkodzi. Żadna z wymienionych cech które miały się poprawić- nie uległa najmniejszej poprawie, wręcz odwrotnie.
jako wisienkę do tortu dodam iż doczytałem że preparat testowali profesorowie z AGH. Wypowiadali się na jego temat bardzo pozytywnie. Kurde... Dzięki wam!

A teraz dodatek do benzyny.
Nie pamiętam jak się nazywał. Ale był on w takiej buteleczce po 8zł. Jedna butelka starczyła na 2 pełne baki paliwa. I co ono dało?
Powiem tak: rewelacji nie ma. Aleeee... zauważyłem iż autko jest żwawsze, Szybciej wkręca się na obroty. Ogólnie są to małe zmiany. Ale wyczuwalne. Przede wszystkim także czyści przewody paliwowe i gaźnik.
Tak wiec raz na pół roku można sobie zlać takiego dodatku do benzyny.

Denaturat do benzyny.
Wlałem trochę denaturatu do benzyny żeby związał się z wodą i nie zalegała na dnie zbiornika.
Wniosek? Nie wiem ile tej wody się usunęło. Ale wiem że auto chodzi jak chodziło. Ani lepiej ani gorzej. Tak więc jak najbardziej pozytywnie. Przynajmniej auto chodzi tak jak wcześniej a nie jak po Ceramizerze.

Benzyna 98
Zalałem cały bak benzyną 98. Oczywiście by sprawdzić różnice w spalaniu między 95/98. Okazało się że na tej samej trasie. Przy bardzo podobnym stylu jazdy, auto spaliło mniej paliwa o 0,4L. Wniosek? Raczej mizerny. Nigdy nie da się pojechać tak samo jak wcześniej, nigdy nie będzie takiej idealnej pogody jak wcześniej. Tak więc musi być jakiś margines błędu w pomiarach. Powiedzmy sobie szczerze że to musi być ok 0,5L. Tak wiec nie wiadomo czy spalił mniej, czy tyle samo. Jedno jest pewne jak na różnice w cenach jednej benzyny do drugiej- lepiej tankować 95. Bardziej się opłaca jednak. Tak więc kolejny mit obalony.
Tak samo auto nie było żwawsze ani nie jeździło lepiej.

To by było na tyle. Jest to podsumowanie moich testów. Na dzień dzisiejszy nie planuję dalszych. Może na wiosnę gdy będzie cieplej i przemyślę kilka spraw z tym związanych. Oczywiście będzie monitorował spalanie. Ale z testów nie będzie na razie nic.

Z tego wynikło że niewątpliwym zwycięzcą jest mechanik. Oczywiście DOBRY który zna się na swojej robocie.
To tyle.
Pozdrawiam

poniedziałek, 7 marca 2011

Czy naprawdę powinieneś zostać przedsiębiorcą?



" Radzi Mark Suster, doświadczony przedsiębiorca, który po sprzedaży (z sukcesem!) dwóch swoim firm, zajął się funduszami venture capital i od 2007 roku współpracuje z GRP Partners.

Czy tęskni za pracą na własny rachunek? Oczywiście, że tęskni. Ale lubi robić to, co robi i pytany czy warto stawiać na własny biznes, nie zawsze odpowiada, że tak. Bo jego zdaniem, bycie przedsiębiorcą jest strasznie mało ...seksowne. Długie godziny z dala od domu. Niska pensja. Wysokie ryzyko. Stres. Stres. Stres. Seksownie wygląda to wszystko tylko kiedy czyta się takie strony jak Biztok, czy TechCrunch (z której zaczerpnęliśmy artykuł) .

Najważniejsze jest jednak dla nas to, że Suster wyszczególnił także kilka cech idealnego biznesmena. Jego zdaniem człowiek, który myśli o własnej firmie powinien:

- nie przejmować się swoim statusem
- nie zawsze postępować zgodnie z przyjętymi normami i podważać opinie autorytetów
- być odpornym na wysokie stężenie niepewności i stresu
- wierzyć w swój pomysł, nawet jeśli sto razy usłyszy słowo "nie"
- umieć podejmować trudne decyzje
- być odpornym na stres
- mieć smykałkę do podejmowania ryzyka
- nie bać się ani nie wstydzić porażki
- musi podołać brakowi snu, kompromisom, wielogodzinnym podróżom, a często także wyrzec się swoich dotychczasowych hobby

Według doświadczeń Sustera, naprawdę niewiele osób bawią początki prowadzenia własnej działalności. Miesiące bez pieniędzy, próby, błędy, odrzucenie. Nie jest łatwo. Ale niejednokrotnie naprawdę warto, jak pokazuje przykład autora artykułu. "

źródło: www.biztok.pl

piątek, 4 marca 2011

10 najważniejszych przyczyn klęski początkującej firmy

"Dla początkującej firmy, często w naszych realiach osoby prowadzącej jednoosobową działalność gospodarczą, kluczową kwestią jest przetrwanie. Z prowadzonych w w latach 2004-2008 przez GUS badań wynika, że przez cały ten okres udało się na rynku utrzymać zaledwie 30% przedsiębiorstw startujących w 2004 roku.

Najważniejszy jest pierwszy rok, ponieważ wtedy rezygnuje z biznesu czy po prostu bankrutuje najwięcej z nich. Przyczyna wydaje się bardzo prozaiczna. Aż 80% nowych firm przynosi w pierwszym roku straty, więc kto nie jest przygotowany do biznesu finansowo (środki własne + ewentualnie wystarczająca linia kredytowa w banku), zazwyczaj ponosi klęskę.

W naszej polskiej rzeczywistości szczególnie wrażliwym sektorem są hotele i restauracje. Zaledwie 17,2% z nich zdołało przetrwać cały badany okres przez GUS, czyli od 2004 do końca 2008 roku.

Jay Gotz zastanawia się nad tym, jakie są konkretne przyczyny upadku małych firm. Na wstępie zauważa, że rzadko uda się od razu ustalić trafną diagnozę, ponieważ pyta się głównie samych zainteresowanych, czyli przedsiębiorców, którzy nie potrafią spojrzeć obiektywnie na swoją porażkę, często traktując ją zbyt emocjonalnie.

Doświadczenie Gotza pozwoliło mu na sformułowanie najważniejszych przyczyn niepowodzenia startujących firm w postaci poniższej listy.

1. Nie zadziałała matematyka.

Na papierze obliczenia mogą wyglądać doskonale, ale w rzeczywistości liczby okazują się zupełnie inne.

2. Osobowość właściciela.

Często głównym wrogiem przedsiębiorcy jest on sam. Niektórzy zapominają, że dla swoich klientów czy pracowników muszą być na tyle uprzejmi, aby nie wywoływać niepotrzebnych konfliktów szkodzących biznesowi.

3. Niekontrolowany wzrost.

To może być bolesne dla szybko rosnącej firmy, która w swojej ekspansji zapomina o finansowaniu czy problemach z logistyką, albo wchodzi na nowy rynek, który przynosi jej straty.

4. Fatalna rachunkowość.

Wielu początkujących biznesmenów popełnia błąd licząc na to, że sprawy księgowe rozwiąże im zewnętrzna firma rachunkowa. Mylą jej funkcje z zarządzaniem finansami własnej firmy - tu oni sami muszą podejmować kluczowe decyzje, albo trzeba zatrudnić kompetentnego dyrektora finansowego.

5. Brak zabezpieczenia gotówkowego.

Biznes bywa kapryśny i na przykład recesja czy utrata kluczowego klienta wymaga dodatkowego finansowania. Wtedy musimy posiadać jakąś rezerwę – własną, albo linię kredytową w sprawdzonym banku.

6. Kiepska działalność operacyjna.

Żaden biznesmen nie przyzna się, że jego firma jest fatalnie zarządzana, ale bez dobrej organizacji nic się nie osiągnie.

7. Operacyjna nieefektywność.

Płacenie zbyt wysokich czynszów, kupowanie zbyt drogich maszyn czy samochodów służbowych, łagodnie prowadzone negocjacje z klientami – to wszystko składa się na ostateczny ujemny wynik finansowy.

8. Dysfunkcjonalny zarząd.

Brak wizji, planów, standardów pracy i dorzucenie kilku niekompetentnych członków rodziny do zarządu oznacza idealny przepis na bankructwo.

9. Brak planu sukcesji.

Śmierć jednej osoby nie może wywołać chaosu w firmie, więc z góry każdy musi wiedzieć, kto przejmie stery w przypadku tego smutnego wydarzenia.

10. Schyłkowy rynek.

Wejście na schyłkowy rynek oznacza spadające przychody i coraz gorsze wyniki. Otwarcie tradycyjnej księgarni czy sklepu z płytami byłoby teraz wielce ryzykowne. "

źródło: www.biztok.pl

sobota, 26 lutego 2011

10 wspólnych cech miliarderów, którzy zaczynali od zera



" Robert Jordan przepytał kilkudziesięciu przedsiębiorców, którzy zaczynając od zera dorobili się majątku sprzedając swoje firmy za co najmniej 100 mln dolarów, albo weszli na giełdę ze spółkami o kapitalizacji minimum 300 mln dolarów. W sumie udało im się zebrać 41 mld dolarów, czyli średnia przypadająca na jednego biznesmena wyniosła blisko miliard dolarów (lista rozmówców liczyła 45 osób). Imponująca kwota.

Efektem pracy Jordana stała się książka "How They Did It" ("Jak oni to zrobili"), z której po rozmowie z autorem 10 najważniejszych myśli relacjonuje Alyson Shontell. Są to ich wspólne cechy i warto się nad nimi zastanowić, jeśli chcemy odnieść sukces w interesach.

1. Rozpoznają ukrytą wartość nawet w prostych pomysłach.

Doskonały przykład stanowi założyciel Biometu Dane Miller, który zaczął swoją działalność od wytwarzania temblaków, aby w końcu zarabiać na skomplikowanych protezach takich jak sztuczne biodro czy sztuczne kolano.

2. Są niewiarygodnie dociekliwi.

Kiedy James Dolan przejął dziennik prawny postanowił zbadać co najbardziej interesuje czytelników. Okazało się, że wcale nie żadne wiadomości, ale informacje o licytacjach komorniczych. Szybko przekształcił gazetę w największy w kraju serwis informujący o licytacjach i przetargach.

3. Pokonują wszelkie przeszkody.

Joe Piscopo przywołuje przykład wkurzonego pracownika, który wpadł z elektromagnesem do serwerowni firmy i zniszczył jej kluczowe dane. Takich historii każdy z nich przeżył mnóstwo, ale odporność na stres i zimna krew pozwalają im wyjść z każdej opresji.


4. Doskonale rozwiązują pojawiające się problemy.


5. Podejmują ryzyko.

Większość ludzi stara się unikać ryzyka, ale dobrze skalkulowane ryzyko jest podstawą sukcesu w biznesie.

6. Mają fantastyczne podejście do biznesu i swojej firmy.

Dane Miller wszczepił sobie w ramię tytanową płytkę, aby udowodnić, że tytan jest lepszy od ówcześnie stosowanej do implantów nierdzewnej stali.

7. Monetyzują swoje błędy.

Bill Merchantz stworzył najbardziej lukratywny program komputerowy, po klęsce poprzedniego, który kompletnie się rozłożył i nie dał się załatać.

8. Robią użytek z nudy.

David Jordan miał wypadek na nartach i leżał unieruchomiony w szpitalu. Wtedy wymyślił, że założy bank internetowy.

9. Wiedzą, że nic nie przychodzi łatwo.

Sukces nie pojawia się z dnia na dzień. Zwykle trzeba sporo się wcześniej napracować, choć bywają wyjątki jak na przykład Groupon.

10. Pracują zespołowo.

Nawet geniusze i wizjonerzy tacy jak Bill Gates czy Mark Zuckerberg wiedzą, że sami niewiele mogliby osiągnąć. Do tego potrzebny jest zespól kompetentnych ludzi.

No i na koniec wypadałoby dodać, że przydaje się też łut szczęścia. ".

źródło: http://www.biztok.pl

środa, 23 lutego 2011

Rankingi najbardziej ekonomicznych samochodów


Ostatnio pokusiłem się o znalezienie zestawienia najmniej palących samochodów. Znalazłem dwa ciekawe rankingi. Pomijam fakt że w jednym z nich widnieją auta benzynowe i diesle. Co do tych drugich robi się problem ponieważ w tym drugim rankingu właśnie widnieją tylko samochody na ropę i jak by tego było mało- dane nie pokrywają się. Powiem więcej: niektóre wartości spalanego paliwa są tak różne że ciężko dojść do wniosku który rank jest rzetelny, a który po prostu nabija nas w butelkę.
Dodam również że auta biorące udział w tych zestawieniach są relatywnie "młodymi" samochodami.

Tak więc auta na PB:
1. Citroen C1 1.0 Advance (łączne spalanie: 4,6 l/100 km; miesięczne koszty eksploatacji 311 EUR)
2. Toyota Aygo 1.0 (4,6 l/100 km; 298 EUR)
3. Peugeot 107 70 Petit Filou (4,6 l/100 km; 309 EUR)
4. Smart Fortwo Coupe Pure (4,7 l/100 km; 319 EUR)
5. Daihatsu Cuore 1.0 Plus (4,8 l/100 km; 324 EUR)
6. Daihatsu Trevis 1.0 Junior (4,8 l/100 km; 332 EUR)
7. KIA Picanto 1.1 LX (4,9 l/100 km; 333 EUR)
8. Smart Roadster (4,9 l/100 km; 419 EUR)
9. Daihatsu Sirion 1.0 (5,0 l/100 km; 372 EUR)
10. Chevrolet Matiz 0.8 S (5,2 l/100 km; 318 EUR)


A oto auta napędzane ON:
1. VW Polo BlueMotion 1,2 (3,3 l/100 km)
2. Skoda Fabia greenline 1,2 (3,4 l/100 km)
3. Smart Fortwo 0,8 (3,4 l/100 km)
4. VW Polo BlueMotion 1,6 (3,7 l/100 km)
5. Volvo c30 1,6 (3,8 l/100 km)
6. Mini One 1,6 (3,9 l/100 km)
7. Toyota Prius 1,8 (3,9 l/100 km)
8. Fiat 500 Multijet II 1,2 (3,9 l/100 km)
9. Volvo s40 1,6 (3,9 l/100 km)
10. Volvo v50 1,6 (3,9 l/100 km)

No dobra wiemy już jakie auta według niemieckich inżynierów są najekonomiczniejsze. Ale czy to prawda?
Jako że pracuję na stacji paliw zapytałem się kilku użytkowników o spalanie swoich bryczek.

I tyle udało mi się dowiedzieć:

Citroen C1 1.0- spalanie osoby ok 30roku życia, trasa/miasto: 70:30, ok 7L/100km.
Chevrolet Matiz - spalanie osoby ok 35roku życia, trasa/miasto: 50:50, ok 8L/100km.

Więcej z tych aut nie udało mi się wyhaczyć na stacji.
Z pomocą przychodzi także pewna strona internetowa na której chwalą się swoimi wynikami użytkownicy samochodów.
I tak:

Citroen C1- średnio 4,9L
Toyota Aygo- 5,1L
Daihatsu Cuore- 4,2L
Daihatsu Sirion- 6,0L

Dalej nie chce mi się sprawdzać ale dane są tylko orientacyjne, na podstawie osobistych pomiarów użytkowników samochodów. Dane nie zgadzają się jednym słowem.
Nie wiemy nic na temat stanu technicznego samochodów, zasad jazdy danego kierowcy- każdy ma inną "nogę", warunków atmosferycznych w jakich był wykonywany pomiar itp.

A teraz moje autko:)
VW Polo 1.0 - średnio 6,2 ; w trasie 5,4. A jak jest na prawdę? Wszyscy wiemy- 3,5- 4,2L/100km.

Rankingi są dobre tylko i wyłącznie do ogólnej orientacji które z aut mają potencjał do bycia najoszczędniejszymi w swojej klasie. jest wiele kryteriów które wpływają na spalanie auta, więc suche dane mistrzów z Niemiec mają się nijak do Polskiej rzeczywistości- nawet jakość paliwa u nich jest inna, co dużo wpływa na spalanie.

Z moich obserwacji wynika że największe oszczędności w spalaniu paliwa przez nasze auta dają:
- dobry stan techniczny auta
- zasady ecodrivingu
- odpowiednie ciśnienie opon

I w zasadzie tyle by było mega oszczędniej. tylko tyle i aż tyle. Trzy punkty do spełnienia by co roku uchronić jakieś 2 tysiące złotych oszczędności które możemy oczywiście przeznaczyć na coś innego. Rzecz jasna na dalsze inwestycje...

Tak więc rankingi to nie wszystko. Zdrowy rozsądek- przede wszystkim. i piszę tu nie tylko o rankingach spalania aut ale także uczelni/szkół/pracodawców/zarobków itp...
Pozdrawiam !

niedziela, 20 lutego 2011

Sukces bez Studiów


Ostatnio (w sumie nie wiem czemu i z jakiego powodu) powstaje coraz więcej artykułów odnośnie ludzi sukcesu którzy doszli do "czegoś" właśnie bez ukończenia studiów. Nie wiem jak wiarygodne są przesłania świadczące o tym że ukończenie nauki na uczelni wyższej nie gwarantuje sukcesu, a wręcz odwrotnie ale jednak niektórym się udaje.
Jakie są tego przyczyny? Czemu niektórzy są mniej poradni życiowo, idą na studia często prestiżowe a i tak nie potrafią znaleźć dobrej pracy? Jak to jest z tymi którzy olewają studia? biorą się za swoje i jednak im wychodzi?
Chodzi o szczęście? inteligencję osobnika? zbieg okoliczności? czy może o coś innego?

Poniżej przedstawiam nazwiska osób którym się "Udało" dojść do wielkich rzeczy bez papierka uczelni wyższej:

- Bill Gates Opuścił Harvard w 1975 i zajął się zakładaniem Microsoftu razem z Paulem Allenem. 32 lata później otrzymał od Harvardu tytuł doktora honoris causa. W czasie, kiedy był jeszcze wpisany na listę studentów Harvardu, nie miał zbyt klarownego planu studiów - większość czasu spędzał na wykorzystywaniu uniwersyteckich komputerów do własnych celów.

- Paul Allen Przez 2 lata studiował na Washington State University, gdzie związał się z bractwem studenckim Phi Kappa Theta. Studiów nie ukończył, a wkrótce po opuszczeniu uczelni przekonał Billa Gatesa, by ten zrobił to samo. Niedawno przekazał darowiznę na rzecz uczelni: 26 milionów dolarów na założenie Szkoły na rzecz Zdrowia Zwierząt na Świecie imienia Paula Allena (Paul Allen School for Global Animal Health).

- James Cameron Reżyser “Awatara” studiował fizykę i język angielski zaledwie przez 2 lata w community college’u w Kalifornii.

- Sean Parker Współzałożyciel Napstera i siła napędowa imperium Marka Zuckerberga zupełnie pominął naukę w college’u.

- Julian Assange Twórca Wikileaks studiował matematyke i fizykę na University of Melbourne, ale odszedł z uczelni zanim zdobył jakikolwiek stopień naukowy

- Steve Jobs Przerwał swoją edukację w Reed College już po pierwszym semestrze. Jobs zawsze jednak powołuje się na zajęcia z kaligrafii, na które tam uczęszczał, w kontekście designu produktów Apple.

- Henry Ford – wynalazca taśmy produkcyjnej, której użył do produkcji samochodów Ford

- Frank Lloyd Wright – architekt, 1100 projektów, z czego połowa zrealizowana
ukończył tylko podstawówkę, później na specjalnych prawach dostał się do University of Winsconsin, gdzie po 2 semestrach odszedł

- Richard Branson – twórca Virgin Group, która skupia około 250 firm (telekomunikacja, media, turystyka, linie lotnicze, ochrona środowiska…)
18 razy wyrzucany ze szkoły, ostatecznie ukończył tylko szkołę średnią

- Coco Chanel – francuska dyktatorka mody, pionierka haute couture, w połowie lat 20. XX w. rewolucjonizowała damską modę
w wieku 11 lat trafiła do sierocińca, gdzie nauczyła się szyć

- Walt Disney -amerykański producent filmów animowanych i filmów, reżyser, scenarzysta, aktor dubbingowy, animator, twórca Myszki Miki, Kaczora Donalda, psa Pluto, zdobywca Oscarów
w wieku 16 lat rzucił szkołę, aby zostać ochotniczym kierowcą ambulansu w pierwszej wojnie światowej

- Kirk Kerkorian
Magnat megakasyn przerwał naukę w ostatniej klasie gimnazjum, by zająć się boksem amatorskim. Według ostatniego rankingu Forbesa jego majątek jest wart 3 mld dol. Należą do niego największe kasyna w Vegas, m.in. International Hotel i MGM Grand, a w 2006 r. wykupił także udziały większościowe w MGM Mirage. Udało mu się podnieść się po wielomiliardowej stracie na akcjach Forda, które sprzedał w 2008 r. za jedną trzecią ich ceny zakupu. Założona przez Kerkoriana Lincy Foundation przekazała ponad 180 mln dol. na odbudowę Armenii i inne cele dobroczynne.

Mnożyć można jeszcze dłużej- nie o to tutaj chodzi.
Uwielbiam czytać biografie ludzi wielkich, oglądać o nich filmy, czytać artykuły i ogólnie dowiadywać się czegokolwiek o nich samych, o ich charakterze i stylu bycia.
Poszukuję pewnej reguły która sprawdza się w tych wszystkich przypadkach osiągnięcia sukcesu. Szczerze? Ci ludzie są tak różnorodni, mają tak różne charaktery, ich biznesy różnią się strukturą, branżą itp...

Doszedłem do wniosku iż poszczególni milionerzy/miliarderzy nie mają zbliżonych cech do siebie. Nie myślą tak samo. Nie reagują w taki sam sposób. Kurcze! zupełnie jak my! biedni!
No to co ma taki Bill Gates czego ja nie mam?
Przede wszystkim wszyscy gdy zaczynali cechowali się młodym wiekiem (z wyjątkiem Disney'a),inteligencją (a jakże) każdy z nich an swój sposób był buntownikiem. Czemu tak sądzę? Ponieważ przynajmniej na początku robili to co my- poszli do szkoły, uczyli się i nie mieli w końcu takich najgorszych stopni- ale do pewnego czasu. Gdy każdy z nich znalazł lepsze rozwiązanie dla swojej chęci działania. Rzucali szkoły, rzucali dotychczasowe posady w pracy- byli niepokorni, zbuntowani i przynajmniej do pewnego stopnia wiedzieli co w danej chwili chcą osiągnąć i robić. Najlepsze jest to że nie bali się zrobić pierwszego kroku.
Ile z nas boi się zrezygnować ze studiów na rzecz innego przedsięwzięcia? Ilu z nas boi się rzucić pracę i przejść na swoje? Robić coś dla siebie? Oni to zrobili, a my tylko o tym myślimy/mówimy/marzymy...
Brakuje nam działania które potrafili wykrzesać bohaterowie tego wpisu wymienieni powyżej. Co jeszcze zauważyłem?
Mimo to że mieli niewątpliwie dobrze dobrane cechy osobowości do tego co później robili nic by z tego wszystkiego nie wyszło gdyby nie znaleźli się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu i z odpowiednimi kompetencjami. Więcej na ten temat możecie przeczytać w książce "Poza schematem" Gladwell'a który szerzej opisuje te zjawiska. Oczywiście każdy z nich maił marzenia, miał wielką wyobraźnię i potencjał.
Czyli musimy jednak spełnić szereg wymagań by choć trochę żyć ja Ci z pierwszych stron gazet. oczywiście finansowych:)

Niewątpliwie wszystko by runęło gdyby nie fakt że nie bali się realizować nie tyle swoje marzenia co może wizje i pomysły. Nie bali się rzucić swojego standardowego życia. I chyba to jest klucz do wszystkiego. Działać, działać i jeszcze raz działać. Przecież kiedyś musi się udać? Nawet jeśli nie posiadamy któryś z cech które mają nasi guru.

Cieszę się także z faktu iż nie ma na świecie ludzi sukcesu tylko po studiach i tylko po najlepszych szkołach. Kolejny raz jest to dowodem iż bardziej człowiek i to co sobą reprezentuje jest ważniejsze niż ukończone szkoły i papierki.

Pozdrawiam

piątek, 18 lutego 2011

Ciąg dalszy walki o mniejsze spalanie VW Polo/ Poradnik Zmniejszenia Zużycia Paliwa



Witam!
Ostatnio pisałem o tym jak swoimi (amatorskimi) siłami udało mi się obniżyć spalanie swojego autka z 8,0-8,5L/100KM do ok 6,5L. Wtedy to właśnie różnica wynosiła ok 2L na stówę. Według mnie spalanie spadło naprawdę znacząco. Ale spokojnie- to nie wszystko. To co wtedy zastosowałem to:
- wymiana filtrów: powietrza, paliwa, oleju;
- Wymiana płynów: Oleju silnika, płynu chłodniczego;
- Zastosowanie kilku "tricków" eco drivingu;
- Tankowanie na stacjach które oferują lepsze jakościowo paliwa;
- Przeczyszczenie gaźnika/wtrysków (zależy kto co ma) specjalnym środkiem wlewanym do benzyny;
- wywalenie zbędnych rupieci z auta które mogą go obciążać (to także wpływa na spalanie)
- Zaopatrzenie opon w odpowiednią ilość powietrza. Czyli ciśnienie w oponach nie może być zbyt niskie. Zazwyczaj najlepiej troszkę wyższe wartości niż poleca producent.
- Starałem się nie otwierać okien, nie jeździć z "zimnym łokciem", tak samo nie jeździć na gorącej dmuchawie przez całą drogę, tylko do chwili aż zrobi się ciepło w aucie.

Myślę że żadnego prócz trzeciego punktu nie trzeba wyjaśniać. Każdy powinien w swoim zakresie dowiedzieć się coś na te tematy. Jednakże najlepiej mieć tak mało zaawansowane auto technicznie żeby umieć samemu zrobić wyżej wymienione czynności. Po co płacić za coś co możemy w prosty i w miarę szybki sposób zrobić sami.

Co do eco drivingu to zastosowałem:
- Jazda przy prędkościach ok 80 km/h (z tym iż zaznaczam że moje auto jest 4-biegowe, a to wiąże się z tym iż ma stosunkowo większe obroty podczas jazdy i zmieniania biegów od swoich braci 5-biegowców, oraz chciałem jeszcze raz podkreślić iż NIE JEŹDZIŁEM W PRZEDZIALE 80-90KM/H TYLKO OK 80KM/H- a to spora różnica, starałem się oscylować z prędkością zawsze 75-85 w tych granicach)
- Brak grzania silnika na biegu jałowym (czytałem że to nie ma sensu, co nie znaczy że od razu po włączeniu auta mamy go gazować na najwyższych obrotach- jest to zabójcze dla silnika!)
- Dynamiczne przyspieszanie i w miarę szybkie osiąganie prędkości 80km/h. (Nie ma sensu jeździć jak emeryt i rozpędzać się do tych 80km/h przez 10min. Według mnie nie przysporzy nam to wielkich oszczędności a dodatkowo myślę iż możemy w pewien sposób zagrażać bezpieczeństwu ruchu drogowego)
- Zmiana biegów przy ok 2-2,5 tys obr/min
- Jazda na "luzie" ( Niektórzy twierdzą że hamowanie silnikiem jest dużo lepsze i więcej daje oszczędności, z tego co się sam dowiedziałem najlepiej jeździć na luzie z autami w gaźniku, a hamować silnikiem z autami na wtrysku. Ja wybrałem to pierwsze ponieważ czuje że ta metoda jest po prostu lepsza, auto nie wkręca się na obroty i siłą pędu po prostu jedzie kilkadziesiąt/set km dalej. A po drugie- kurwica mnie bierze gdy hamuje silnikiem, tak więc moje zdrowie psychiczne chyba jest ważniejsze od oszczędności benzyny) :)
- Wyobraźnia/przewidywanie zdarzeń (Czyli jeśli widzimy że 100m przed nami jest sygnalizacja świetlna która na domiar złego przełącza się na czerwony kolor- noga z gazu, spokojnie hamujemy, nie na "chama", tylko leciutko i spokojnie. Po prostu wleczemy się do świateł jak najdłużej możemy by ponownie zawitało zielone. Auto o wiele mniej spali paliwa jeśli będzie cały czas w ruchu niż gdybyśmy musieli ponownie wprawiać go w ruch ze spoczynku)
- Nie wystawiać łap na zewnątrz auta, nie jeździć z uchylonym oknem lub ze zbyt długo włączonym ogrzewaniem

Z eco drivingu to chyba tyle. Na pewno jest jeszcze więcej tego typu porad. Wszystko pisze w internecie dlatego dociekliwi znajdą odpowiednią lekturę do czytania. Niemniej jednak to co napisałem to podstawy, które dają rezultat i to podkreślam ZNACZNY REZULTAT!!!

A teraz troszkę o nowych zmianach w aucie :)
- Wymiana termostatu
- Wyregulowanie zapłonu

Wszystko to za 50zł u mechanika. termostat chciałem sam wymienić ale niestety nie mam kanału, wiec nie mogłem dostać się do odpowiedniej nakrętki śrubki.
I jaka nowość! Cały czas byłem pewny że moje autko jest na gaźniku!- nic bardziej mylnego... Okazało się po oględzinach że jest on na wtrysku jednopunktowym. Ależ było moje zdziwienie gdy sie o tym dowiedziałem. No ale dobra wracajmy do sedna.
jaki efekt jest teraz tych ostatnich dwóch modyfikacji?
Teraz UWAGA!!!
TamTatarataTaTam: Spalanie w trasie wyniosło dokładnie 4,2L/104KM :D (kiedyś ok 8L)

Spokojnie gdybym jeszcze trochę się wysilił doszłoby do 4L. Tak więc śmiało można powiedzieć że zredukowałem spalanie o 50 % !!!
Jak to się ma do oszczędności pieniędzy? Na każde 100km oszczędzam na dzień dzisiejszy ok 19zł. Tak, to jest sporo! i jestem obrzydliwie zadowolony.

Jeśli chodzi o dalsze zaniżanie spalania w moim aucie to nie widzę już takiej potrzeby jak wcześniej. jednakże nie byłbym sobą gdybym nie spróbował na własnej skórze (EKSPERYMENTALNIE) za pomocą prób i błędów pokusić się o jeszcze mniejsze spalanie. Teraz oczywiście nie będzie się ono wiązało z jakimiś znacznymi inwestycjami finansowymi- bo nie ma sensu po prostu. Jestem tylko ciekawy czy jeśli to autko jest tak podatne na różne ingerencje, czy można jeszcze coś z niego wycisnąć.
I tak planuję w najbliższym czasie (czyli 2-3 mieś):
- Zainstalowanie magnetyzerów/ sprawdzenie osiągów przed i po modyfikacji
- Zatankowanie pełnego zbiornika benzyną 98 a nie jak zawsze 95. Jestem ciekaw czy będzie miało to jakiś większy wpływ na spalanie auta.
- Zatankowanie paliwa shell power (czy jakoś tak) i sprawdzenie osiągów.
- Wymiana wiązki kabli (choć raczej sceptycznie do tego podchodzę)

Tak więc nic tylko eksperymentować, sprawdzać, publikować osiągi i jazda!
Swoją drogą gdyby nie nękająca rdza, tego auta na prawdę nigdy bym nie sprzedał, skończyło by swój żywot właśnie w moich rękach.
A zaznaczam iż jest to VW Polo 1.0 1990r po lifcie. I nie pozwolę już nikomu śmiać się z VW :D !!!


Co do ogólnych porad na temat spalania samochodu jest naprawdę wiele. Są one różnorodne i często mogą się razem eliminować. Także ja napiszę tutaj te porady dotyczące zmniejszenia zużycia paliwa przez nasze autka które uważam że dają efekty.

Tak więc:
- Dobry stan techniczny pojazdu. Wszelkie wymiany filtrów, płynów, podzespołów które się zużywają w miarę eksploatacji. Ogólnie jest napisane wyżej co i jak:)
- Zastosowanie "tricków" eco drivingu Wspomniane już było wyżej.
- Tankowanie na stacjach które oferują lepsze jakościowo paliwa.
- Przeczyszczenie gaźnika/wtrysków (zależy kto co ma) specjalnym środkiem wlewanym do benzyny.
- Wywalenie zbędnych rupieci z auta które mogą go obciążać (to także wpływa na spalanie).
- Zaopatrzenie opon w odpowiednią ilość powietrza. Czyli ciśnienie w oponach nie może być zbyt niskie. Zazwyczaj najlepiej troszkę wyższe wartości niż poleca producent. Im niższe wartości tym większe są opory toczenia opony po powierzchni i tym autko więcej spala paliwa. Także trzeba zwrócić uwagę na wielkość opony. Najlepiej by były one takich wielkości jakie zaleca producent.
- Staraj się nie otwierać okien, nie jeździć z "zimnym łokciem", tak samo nie jeździć na gorącej dmuchawie przez całą drogę, tylko do chwili aż zrobi się ciepło w aucie.
- Przypatrz się uważnie hamulcom. Istnieje możliwość iż któryś z nich mógł się zablokować i będzie podczas jazdy niepotrzebnie tarł tarczę. Co oczywiście przekłada się na spalanie.
- Stosowanie preparatów chroniących i konserwujących silnik auta, oraz zmniejszających zużycie paliwa.
- Wymiana wiązki kabli- podobno pomaga.
- Przypatrz się na sondę lambda.
- Sprawdź czujniki temperatury silnika.
- Zainstalowanie instalacji LPG. (należy uwzględnić czy to się opłaca)
- Zainstalowanie magnetyzerów.
- Odsączenie wody ze zbiorników paliwa (najczęstszym sposobem jest wlanie denaturatu do zbiornika wraz z paliwem)
- Regulacja zapłonu
- Spróbuj pobawić się w odpowiednią budowę opływową auta. (np obniżenie zawieszenia- tylko bez przesady!)
- Słyszałem o stosowaniu specjalnych olejów zmniejszających siły tarcia w silniku itp.
- Są także w sprzedaży odpowiednio "wychudzone" felgi do aut, które ważą o wiele mniej od naszych seryjnych- metalowych.

- PRZEJECHAĆ SIĘ LATEM DO PRACY ROWERKIEM
- IŚĆ NA ZAKUPY DO SKLEPU SPACERKIEM
- PRZERZUCIĆ SIĘ NA KOMUNIKACJĘ MIEJSKĄ
- ZRZUCAĆ SIĘ Z KOLEGAMI Z PRACY NA PALIWO I JEŹDZIĆ JEDNYM AUTEM W KILKA OSÓB

Wydaje mi się że największe oszczędności przynoszą właśnie ostatnie cztery punkty:)

A ile jesteśmy w stanie zaoszczędzić w ciągu roku? Zużywając 4L paliwa mniej?

Zakładając że autkiem jeździmy do pracy 5 razy w tyg, przez 11 miesięcy w roku (Uwaga nie liczę innych wypadów np na zakupy itp) i mamy 25 km w jedną stronę do pracy...

Wychodzi iż robimy ok 1000 km miesięcznie czyli ok 11 tys km rocznie. (LICZĘ ORIENTACYJNIE, zakładam że każdy miesiąc ma pełne 4 tyg)
Co daje nam 2094,4ZŁ Oszczędności w ciągu roku!!!
Wydaje mi się że spokojnie wystarczy na nową lodówkę, bo stara się zepsuła, nowy telewizor bo ten co mamy to już przeżytek albo na wakacje na które cały rok tak ciężko ciułamy. Myślę że warto się nad tym zastanowić...
Mam nadzieję że w obliczeniach się nie pomyliłem, ale tak czy siak oszczędności są OGROMNE!

Tak więc pozdrawiam oszczędnych rajdowców i mam nadzieję że dzisiejszy wpis wam choć trochę pomógł!

Ppaaaaaa

wtorek, 15 lutego 2011


Na dzień dzisiejszy cały czas wpisuję zaległe pomysły na biznes do mojego nowego kajecika. Uratowałem ich sporo. Choć to i tak kropla w morzu potrzeb. Zawsze dobre i tyle. Jak na razie wpisałem ich już ok 35. Spoglądając na niektóre z dzisiejszej strony okazują się nieco dziecinne oraz niezbyt trafione. Pewnie za kolejnym razem przy czytaniu starych pomysłów odhaczę w ten sposób jeszcze więcej idei.
Tak czy inaczej wszystko zmierza w dobrą stronę ku zachowaniu jak największej ilości danych. Może się kiedyś przydadzą. A może z większości skorzystam? Kto wie...
Chciałem wrzucić tutaj zdjęcie z okładką mojego Dziennika Pomysłów Na biznes. Niestety na dzień dzisiejszy nie mam czym ich zrobić. Tak więc może później:)

Co do spalanie mojego autka... Dokonałem kilku wymian, kilku modyfikacji i przeczyszczeń podzespołów. Wszystko w moim zakresie- to co potrafiłem zrobić sam. Oczywiście do tego doszła lżejsza noga (choć czasem tak czy siak ponosi mnie i lubię sobie depnąć do podłogi) i pewne elementy eco drivingu.
Spalanie z 8,5L na 100km spadło do ok 6,5L. Czyli na każdą stówkę kilometrów oszczędzam 9,52 przy dzisiejszym kursie benzyny 95.
Nie poprzestanę na tym ponieważ uważam że autko powinno palić jeszcze ok 1L mniej. Jednak teraz pojadę już do mechanika który wyreguluje gaźnik, może wymieni czujniki temperatury i coś sam doradzi- liczę na jego wiedzę i inwencję.
Cel: 5-5.5L na 100KM, wtedy będę naprawdę zadowolony z wyników. Oczywiście nie zapominam iż jest zima. Ale spokojnie- Autko musi dojść do takich osiągów. :)

Postanowiłem również zmienić nieco strategię sprzedaży klocków. Teraz podzielę je na równe części po 1KG każda. Będę je sprzedawał w opcji kup teraz, oraz promował aukcję na pierwszych stronach kategorii.
Podpatrzyłem tą taktykę od swoich konkurentów. Niestety są grubymi rybami w stosunku do mnie, ale jakoś się nie boję, nie czuje respektu:)
Jak zawsze niższa cena, odpowiednia oferta, szybka wysyłka i ilość pozytywnych komentarzy zrobi swoje- i uda się ładnie sprzedać to co mam. Liczę na to.

Myślę także czy nie udało by mi się dokupić jeszcze trochę klocków. Jednak było by to dość kosztowne ponieważ musiałbym zapłacić za miejsce na słupach- i to nie mało. Reklama w internecie odpada- próbowałem i bez odzewu. Tak wiec jest to do przemyślenia i to grubego.

Właśnie wczoraj wpłaciłem niezłą kasę za kontynuowanie studiów. Na razie 1200zł do tego dojdzie kolejne 600zł. Nie jestem do tego niestety całkiem przekonany. Cały czas dochodzę do wniosku że po pierwsze nie mój kierunek, nie ta kategoria inteligencji ludzi, nie ten poziom. Widocznie odstaje od nich. I nie ma przy tym żadnych dyskusji. Także do tego że jestem leniem patentowanym jeśli chodzi o naukę na uczelni. Odnoszę wrażenie że studiowanie mi bardziej przeszkadza w życiu niż pcha do przodu. Że zniechęciłem się tak mocno do zdobywania w ten sposób informacji iż tak na prawdę nie chce z jednej strony wracać, a z drugiej fajnie by było- coś mnie ciągnie. Istny paradoks. Ale chyba moje życie z tego właśnie się składa:)
Bo przecież wyższe w PL trzeba mieć żeby być kimś. Bo przecież bez Dyplomu nawet nie będę mógł sprzątać na zakładzie. Bo liczą się tylko plecy by gdzieś wyżej się dostać. Chcesz awansu? Nigdy, jak się nie podoba to nara, na twoje miejsce jest 100 takich jak ty. Droga wolna....
Rzygać mi się tym wszystkim chce. Chce się od tego uwolnić.

Ostatnio śmieszna sytuacja:
Na stacje gdzie pracuje podjechał mój dobry kolega ze szkoły średniej. Przestraszyłem się że będzie pytał o uczelnie, o planach na przyszłość, że jak każdy będzie zadawał pytanie: " I co teraz zamierzasz zrobić" ?
Niestety uciekłem i schowałem się. Jest mi wstyd że potoczyło się jak się potoczyło ze studiami. Choć wiem że to tchórzostwo :)

Pozdrawiam !!!

Elo ! Uśmiechnijcie się :) !!!

środa, 9 lutego 2011

Właśnie straciłeś kolejną szansę na bogactwo



Witam!
(Dziś przydługawy post) :)
Wiesz co się stało w tamtym roku? Nawet co miesiąc? Wiesz co się działo w styczniu? A jak myślisz co się stanie w lutym? Ja wiem...
Ponownie stracisz setki tysięcy złotych jeśli nie miliony. Jednak nie domyślasz się jeszcze jak. Otóż codziennie mamy pomysły.
Możesz się z tym nie zgodzić przecież- ale ja wiem ze mamy, i to każdy ma. Niestety styl życia, gonitwa na kasą, obowiązkami itp
skutecznie determinują nasze zapominalstwo. Nie pamiętamy o naszych pomysłach które są choć w części strzałami w dychę. Powiem więcej
Wiele z tych pomysłów są na wagę złota, bylibyśmy milionerami. I to każdy z nas. Gdzieś kiedyś przeczytałem właśnie że każdy człowiek
choć raz w swoim życiu ma ten jeden złoty strzał- pomysł który gdyby został umiejętnie zrealizowany jego myśliciel zostałby bogatym człowiekiem.
Tak więc zauważam problem już na etapie wpadania na znakomity pomysł. Po prostu zapominamy go.

Jest jednak na to rada. Trzeba pomysły zapisywać. Dotąd ten problem rozwiązywałem pochopnie. Swoje pomysły zapisywałem wszędzie tam gdzie
dorwałem jakiś skrawek papieru, telefon, na obrzeżach stron książek. No po prostu wszędzie. Tylko że dziwnym trafem zapominałem o tym że
zapisywałem swoje Golden shot'y. Zapominałem i nie potrafiłem myślami wrócić do nich. Potem gubiłem karteczki, telefony się psuły itp...
Wspaniałe pomysły poszły w niwecz. Ile ich było? Trudno powiedzieć. Ale wiele. Pewnie cześć z nich była gniotami ale na pewno któreś
z nich mogło by ujrzeć światło dzienne. No ale stało się jak się stało.
Do dziś sobie nie mogę wybaczyć dwóch takich sytuacji w których jestem pewien iż miałem świetne dwa pomysły. Czułem euforię z ich powodu.
Niemal myślałem że to musi się udać, taki pomysł, wykonanie proste, wszystko będzie grało i klops. Nie zapisałem. Łudziłęm się iż zapamiętam.
I nic z tego nei wyszło. Człowiek myśli że to przecież proste zapamiętać jedno słowo klucz dzięki któremu można dojść do swojego pomysłu.
Nic bardziej mylnego, ponieważ w moim przypadku często (ale nie zawsze) pomysły chadzają w mojej głowie stadami. Jeśli po pierwszym następuje
kolejny. Już nie pamiętam tego poprzedniego. Katastrofa. Ale cóż zrobić. To zabawne bo nawet próbowałem z tym walczyć. Wymyślałem pomysł/ideę
i z wszelkich sił starałem się ją zapamiętać. Ale zawsze coś stawało na drodze, dzięki któremu już po paru minutach nie potrafiłem
cofnąć się w czasie i odtworzyć moich "Idea" (ang).

Obecnie zapisuje sobie nawet tematy przyszłych wpisów które mam umieścić na blogu. Bo za chwile ich już nie pamiętam. A na dzień dzisiejszy
gdy jestem już w tak zaawansowanym wieku (21 o zgrozo!) skleroza nie boli:). Choć na pewno nie pomaga w życiu. Co dziwi także fakt
że np. listę zakupów po którą ideę do sklepu potrafię zapamiętać. Tylko muszę się skupić porządnie:) a nie myśleć o kolejnych pomysłach.
Tak więc na dzień dzisiejszy mogę się pochwalić ok 2-3 kartek zapisanych pomysłami. Było by znacznie więcej ale wiadomo co się z nimi stało.
Postanowiłem także o to powalczyć. Nie może tak być że to wszystko się ulatnia. Że idzie w niwecz a przecież może wydać jakieś plony.

Dziś jeśli mi się uda znaleźć kupie sobie pierwszy w życiu mały dzienniczek. Swój dziennik pomysłów na Biznes. Mysi być tani bo nie
wydam na niego fortuny:) i przede wszystkim mały, poręczny- bo z zeszytem nie mogę chodzić.,nie zmieści się do kieszeni, tak więc nie
mógł bym go mieć w każdej sytuacji swojego życia, dobrze żeby miał także super twarda okładkę- nie będzie miał chłopak lekkiego zżycia,
nękany codziennie lub co kilka dni, ciorany po różnych miejscach itp.
Mam nadzieje że dzięki niemu nie uciekną mi już żadne pomysły. Tylko oczywiście trochę potrwa to bym spisał na niego to co pozostało
na innych nośnikach danych:)

Kolejnym problemem który widzę i jest on nagminny. Masz pomysł. Nie zapisujesz go-ku***. Nie zrealizujesz go teraz. No ale spoko- nauczyliśmy
się przed chwilą co z tym robić- kupić mały kajecik i zapisywać. No i jeśli zapiszemy to co dalej? Kolejny zonk. Nawet jak zapiszemy
to możemy łatwo zapomnieć, nawet jeśli raz sprawdzimy co wpisaliśmy to później może się to nie powtórzyć. Trzeba sobie wyrobić nawyk wpisywania
jak i czytania tego co się napisze w nim. No bo przecież co nam po tym jak i tak tego nie odwiedzimy, nie wejdzie nam dany pomysł w krew. Po prostu
nie zrealizujemy go nigdy, a oto w tym wszystkim chodzi. Tak więc automatycznie uczymy się zerkać co pewien czas do dzienniczka Pomysłów
Na Biznes. Powiedzmy co tydzień- będzie ok.

No i co teraz? kolejny zonk, bo mimo że jest napisane to Ty nadal nie masz czasu/chęci/pieniędzy/wytrwałości/inteligencji (niepotrzebne skreślić)
by dany pomysł zrealizować. Ale durne wymówki! Łeee..e...e...
Prawda jest taka że jakbyś chciał to byś dał radę. Tylko lepiej nic nie robić a wymówki to coś co Cię chroni od prawdy. Bo ona BOLI.
Tylko sęk w tym że jest lepsza od tego co teraz robisz.
Przede wszystkim jeśli mamy już pomysł to trzeba go zrealizować. Nie mówię że już, teraz w tej chwili. Ale kiedyś trzeba. Przecież pomysły
które są zapisane nie mają żadnej mocy. Nie mają wartości same w sobie. Znaczą wiele tylko wtedy jeśli je zrealizujemy. Jeśli się uda- zajebioza!
wszystko ok. mamy parcie na sukces, kolejny i kolejny. Jesteśmy w transie. Jeśli natomiast nie uda się... To i tak lepiej aniżeli dany
pomysł zostałby w dzienniczku. Jest zrealizowanym niewypałem- ok. Ale udało nam się go jednak zrealizować. Ma wreszcie wartość- czasem ujemną, czasem
dodatnią (bo nie każda porażka jest zła). Po prostu nie możemy się ograniczać tylko do wpisów w kajecie. Trzeba je realizować wtedy jak mawiał
W. Buffett: Pieniądze są tam, gdzie jest wartość". Tak więc jeśli pomysł będzie wartościowy- kasa przyjdzie sama.

Tak samo jest z pracą zarobkową. Wiele osób narzeka jak to mało zarabiają. Nie wiedzą że tam gdzie jest wartość są i pieniądze, czyli:
Dostajemy tyle kasy ile jesteśmy wartościowi/ważni dla pracodawcy. Jeśli on dzięki Tobie zarabia miliony- to i ty dla niego jesteś wielką wartością
więc zarabiasz naprawdę dobrze, jeśli dzięki Tobie zarabia skromnie, lub wytwarzasz dla niego małą wartość (np. pracownik produkcji- jest ich w jednym zakładzie setki
i to ich czyni wartością samą w sobie, pojedyncza jednostka ma małą wartość na linii produkcyjnej) także dostaniesz mało pieniędzy. Smutne ale prawdziwe.
Przy tym zaznaczam że nie chce obrazić nikogo kto pracuje na produkcji. Wyrażam tylko to co widzę i jak myślę:).

Pieniądze są tam gdzie jest wartość. I to jest złota zasada która sprawdza się zawsze w 100%.


Tak więc realizacja i tylko realizacja pomysłu czyni go wartością samą w sobie. Kiedyś i ona może dać pieniądze...


Dziś pojadę po kajecik, zobaczę czy uda mi się go kupić, jeśli tak- może zrobię zdjęcia i poinformuje was o nim:)
Pozdrawiam!

poniedziałek, 7 lutego 2011

Opisz mi swój portfel, a powiem Ci ile zarobisz...



Witam!
Musze się na wstępie pochwalić iż zarówno Ja i mój blog zostaliśmy wymienieni w artykule Anny Pawłowskiej pt: "Opisz mi swój portfel, a powiem Ci ile zarobisz" który opublikowany jest na stronie Gazety Praca. Nie powiem, bo poczułem dobrego mocnego kopa w dupę. To mobilizuje. Znalazłem się w artykule w którym mógł być każdy, każdy bloger oraz każdy blog, natomiast szczęście dopisało więc jestem także i ja. Mimo iż ostatnio trochę się nie wiedzie w świecie finansów to jednak brnę dalej:)
Poniżej zamieszczam link do artykułu: Kto chętny ten poczyta.

Opisz mi swoj portfel a powiem Ci ile zarobisz


Tak więc nie ma opierdalania się ! :)

Jeśli chodzi o podatki od zakupu używanego auta, nie chcesz go płacić?
Wystarczy by twoje auto było wyprodukowane przed 1995r a US nie będzie go miał w swojej bazie danych, tak więc co za tym idzie- nie mają jak naliczyć stosownej kwoty podatku (przynajmniej w tym mieście w którym ja chciałem podatek ów uiścić). Więc jeśli kupować autko:) To albo autko przed 1995r lub wartość (katalogowa!) nie powinna przekraczać 1000zł.

Jak dla biednego studenta który jednak chce powozić trochę tyłek czterema kółkami ta informacja może być istotna.
Zresztą doradzam by w tej kwestii po prostu zadzwonić do US w swoim mieście i wszystko nam powiedzą :)

Na dzień dzisiejszy skupiam się także nad zmniejszeniem spalania mojego auta. Polówka pali ok 8,5-9L benzyny, co jest za wysokim wynikiem. Tak więc bawię się w mechanika. Przy okazji poznam jej trochę. W tym tygodniu będzie faza ponownych testów spalania. Oby wyszło mniej.

Ostatnio także zlikwidowałem konto ROR w Polbanku które od lutego miało być sowicie opłacane oczywiście przez użytkowników. Tak więc zrobiłem małe kombinacje i nie muszę już płacić za konto.

Wielkimi krokami zbliża się termin zapłaty za studia. No niestety nie mało bo 1800zł. Trochę boli no ale cóż. Z tym iż nadal mam obiekcje i jestem niezdecydowany. Co robić dalej? ? ? ?

Aha.
Chciałem was także przestrzec przed podpisywaniem umów... Bez naszego osobistego podpisu. Otóż okazuje się (piszę o tym ponieważ nie każdy wie) że umowę z bankiem, firma itp. można podpisać "nieświadomo" przez telefon. Wystarczy byśmy zgodzili się na odpowiedzenie na parę pytań, na nagrywanie rozmowy, a gdzieś tam pomiędzy pytaniami o jedzonko na śniadanie a przynależność do danego ugrupowania politycznego jest właśnie to kluczowe stwierdzenie na które się oczywiście nieświadomi- zgodzimy. No i sprawa się rypła ponieważ umowa już podpisana. Na szczęście możemy listownie w określonym czasie odstąpić od umowy.
Tak więc przestrzegam przed telefonami od Polbanku z ofertą Kumulatus!!! Zgroza!
(Ci którzy mieli nie przyjemność odebrania telefonu właśnie od konsultanta Kumulatus'a proponuję poczytaniu o nim na google.pl)

A ogólnie na razie to wszystko cierpliwie czekajcie na kolejne posty.
Pozdrawiam!

piątek, 28 stycznia 2011

Zawodowy kompan do butelki czyli...



" ... Oryginalny pomysł na biznes.
Jak zawsze przeglądałem sobie witrynę www.biznes.interia.pl i natrafiłem na ten oto ciekawy artykuł. Pomysł fajny, oryginalny i ciekawy, choć mam pewne MAŁE wątpliwości do targetu usługi. Z drugiej strony patrząc pomysł narodził się na Ukrainie gdzie wiadomo iż tamtejsza ludność nie broni się rękami i nogami przed wypiciem kieliszka wódki. To nastraja optymistycznie, ponieważ jeśli tam się dało, u nas Polaków także może w pewnym stopniu zagościć ten model zarobkowania.
Myślę iż jest to naprawdę ciekawa opcja i warto się głębiej zastanowić nad wprowadzeniem jej na rynek polski. Choćby spróbować:) Bowiem powszechnie wiadomo że Wódka Connecting People oraz nastraja pozytywnie do ożywionych prawdomównych rozmów. Bo kto czasem nie potrzebuje się wyżalić? wygadać drugiej osobie? opowiedzieć o swoich problemach? Na trzeźwo nie ma co- bo głupio, co innego gdy języki się plączą i można swobodnie wydukać co nas trapi...
Oczywiście można się tu także doszukać wartości terapeutycznych, psychologicznych itp :) Co jeszcze bardziej przemawia za tego typu biznesem.

Pozdrawiam!
-------------------------------------

" Napije się z tobą, wysłucha, zabawi dowcipem, a nawet zaśpiewa na życzenie - profesjonalny kompan do butelki.

Masz ochotę się napić, ale brakuje ci towarzysza? Chciałbyś porozmawiać, ale wszyscy znajomi są zajęci? Ukraińcy już rozwiązali ten problem!

Usługę kompana do butelki promuje prywatna agencja z Dniepropietrowska, a napisała o niej kijowska gazeta "Siegodnia". Trzeba za nią zapłacić 150 hrywien (ok. 57 zł). Nowy zawód cieszy się ponoć dużym zainteresowaniem.

"Większość klientów to kobiety. Usługa najczęściej zamawiana jest w trybie pilnym (...) Istnieją pewne ograniczenia: żadnych relacji intymnych oraz długotrwałego pijaństwa" - napisała gazeta "Siegodnia". "

Redakcja "Kariera"
http://biznes.interia.pl/praca/aktualnosci/news/zawodowy-kompan-do-butelki,1570856,4204

- - - - -

sobota, 15 stycznia 2011

Co zwiększa szanse na zbicie fortuny?- Ciekawy artykuł.


" Statystyczny Polski dłużnik to 37-latek, zodiakalny byk. Mieszka na Mazowszu lub Górnym Śląsku i ma niemal 3 tys. zł długu – wynika z danych firmy windykacyjnej Kruk. Podobnych wspólnych cech można szukać także u najbogatszych ludzi naszego globu. Statystyczny miliarder mieszka w USA, zwykle w Kalifornii, ewentualnie w Nowym Jorku lub Teksasie, ma 62,2 lata i urodził się we wrześniu – podaje Forbes.com.

W sumie w Stanach miliarderów jest 272, na drugim miejscu znalazły się Chiny z wynikiem 49. Na tle tych państw nasz kraj wypadła bardzo blado – na odległych miejscach znalazło się czterech Polaków. To Jan Kulczyk, Zygmunt Solorz-Żak, Leszek Czarnecki oraz Michał Sołowow. Każdemu z nich udało się zdobyć majątek szacowany na co najmniej 1 mld dol. Możemy spodziewać się, że wkrótce dołączy do nich kolejny miliarder z polskim paszportem?

Od pucybuta do miliardera

Kto nie dostał pokaźnego majątku w spadku po bogatych przodkach, ma cień szansy na zbicie ogromnej fortuny o własnych siłach. Twoje szanse rosną, jeśli jesteś właścicielem firmy, która wyemitowała akcje i urodziłeś się we wrześniu. To właśnie w tym miesiącu na świat przyszło proporcjonalnie więcej miliarderów niż w innych (64 na 678 żyjących obecnie na całym świecie) – wynika z danych Forbes'a na temat miliarderów, którzy do majątku doszli sami. Średnia wieku na liście to 62,2 lata, więc 26-letni Mark Zuckerberg, z majątkiem szacowanym na 6,9 mld dol. (40. miejsce na świecie) wyraźnie odstaje w tym towarzystwie.

Studia niepotrzebne?

W drodze na szczyt może pomóc także dyplom wyższej uczelni, zwłaszcza Harvardu – posiada go 38 osób z listy Forbes'a. Drugie miejsce zajął Uniwersytet Stanforda, do którego uczęszczało 18 miliarderów. Okazuje się, że w niektórych przypadkach wystarczyło spędzić na szacownej uczelni tylko trochę czasu – niektórzy znani miliarderzy rzucili studia, aby błyskawicznie dojść do ogromnych pieniędzy. Są wśród nich m.in. współzałożyciele serwisu Google Sergey Brin i Larry Page, a także współzałożyciele serwisu
Yahoo David Filo i Jerry Yang, którzy nie ukończyli studiów na Stanfordzie. Mimo to wykształcenie wyższe jest istotne – szansa na dojście do miliardów po ukończeniu tylko szkoły średniej istnieje, ale jest niewielka.

Ważny jest zresztą powód, dla którego odchodzi się ze studiów – w przypadku Billa Gatesa, który rzucił Harvard już na pierwszym roku, był to strach, że jeśli z Paulem Allenem będą zbyt długo czekać, ktoś ich uprzedzi. Efekt: powstanie Microsoftu, 53 mld dol. na koncie
i 2. miejsce Gatesa na liście najbogatszych ludzi Forbes'a.

Umiejętność wstawania

Podobnie jak rezygnacja ze studiów, szans na sukces
finansowy nie przekreśla też wyrzucenie z pracy. Przydarzyło się to m.in. miliarderowi Michaelowi Bloombergowi, który założył swoją firmę po tym, jak zwolniono go z Salomon Brothers. Z kolei gdy Davidowi Tepperowi nie udało się zostać partnerem w Goldman Sachs, więc ruszył z własnym biznesem. I został miliarderem.

Jak podaje Forbes, porażka to element wpisany w historię wielu miliarderów. Jeden z nich, John Paul DeJoria był nawet bezdomny i spał w samochodzie w czasie rozkręcania swojego biznesu. W latach 90. Donald Trump musiał stawić czoła bankructwu, a Steve Jobs był zmuszony opuścić college, bo nie stać go było na opłacanie nauki
. Na dnie znalazł się też miliarder Mark Cuban. Jak dziś przyznaje, do wysiłku bardzo zmotywował go powrót do ciemnego domu – prądu nie było, bo Cuban nie miał pieniędzy na płacenie rachunków
. Wniosek: nie poddawać się, być pewnym siebie i mieć żądzę sukcesu niezależnie od okoliczności.

Od kamaszy do białych kołnierzyków

Po dyplomie warto było też odbyć służbę wojskową – doświadczenia
tego typu ma na swoim koncie wielu miliarderów, którzy do bogactwa doszli własną pracą. Być może armia zahartowała ich do tego stopnia, że walka z konkurentami w biznesie była już dla nich pestką? Nawet gdy zanurzali się w pełen tajemnic, skomplikowany świat finansów. To branża, na którą warto postawić – właśnie pracując w sektorze finansowym miliardów dorobiło się 80 na 678 przedsiębiorców z ubiegłorocznej listy Forbes'a.

Testosteron?

Okazuje się, że niezwykle ważnym czynnikiem jest płeć – wśród miliarderów zdecydowanie dominują mężczyźni
, kobiety właściwie się nie liczą. Na 678 światowych zaledwie 15 (nieco ponad 2 proc.) to kobiety. Z tego niemal połowa (siedem) doszła do ogromnego majątku, robiąc interesy w Chinach. Niestety, szklany sufit pokrywa niemal całą kulę ziemską – kobiety są przedsiębiorcze, ale awansują znacznie rzadziej niż mężczyźni, tylko do pewnego etapu. Drzwi do zarządów spółek i astronomicznych zarobków często są przed nimi zamknięte. Do mniejszej obecności kobiet w gronie najbogatszych może też przyczyniać się mniejsza skłonność do ryzyka, którego w drodze na szczyt nie da się przecież uniknąć.

Oczywiście takich prawidłowości i wskazówek nie należy traktować śmiertelnie poważnie. Aby znaleźć się w elitarnej, kilkusetosobowej grupie miliarderów musi spleść się mnóstwo okoliczności: ciężka praca i wytrwałość zwykle nie wystarczają. Dróg dojścia do wielkiego majątku jest bardzo wiele. Warren Buffett, drugi najbogatszy człowiek Ameryki, miał doskonałe przygotowanie teoretyczne – do 12. roku życia przeczytał wszystkie książki dotyczące inwestowania z lokalnej biblioteki w Omaha. Z kolei miliarder George Kaiser przyznał, że w dojściu do bogactwa pomogło mu przede wszystkim "durne szczęście", a nie wyjątkowe cechy charakteru czy inicjatywa."

Źródło: Forbes.com


Cris:

Oczywiście także uważam iż podobne wskazówki należy traktować z przymrużeniem oka. Niemniej jednak o czymś to świadczy i można z tego wysnuć pewne wnioski. Otóż by stać się bogatym decyduje wiele czynników, wiele zdarzeń i przypadków losu. Absolutnie żaden z nich nie przekreśla naszych szans w byciu bogatym, ani także nie gwarantuje iż do końca życia będzie się nam przelewało.
Widzimy także iż Ci którzy już doszli tam gdzie my chcemy dojść miewali lepsze czy gorsze chwile. Nie musisz urodzić się bogaty, by nim zostać. Nie musisz skończyć studiów, mieć świetnie płatnej pracy lub w ogóle jakiejkolwiek, możesz być kobietą, możesz być bezdomnym... Ale trzeba mieć ten niezidentyfikowany pierwiastek.
Akurat nikt nie potrafi go określić do końca trafnymi słowami. Czasem przypisujemy sukces wielu cechom charakteru danego człowieka. Ale każdy Miliarder ma to "COŚ" czego innym najzwyczajniej brak.

PS> Jednak przystaje także do stwierdzenia iż nawet największy talent gdy nie będzie rozwijany i ćwiczony nie wyda należytych plonów. Po latach zostanie jedynie ugór.

Pozdrawiam!

środa, 5 stycznia 2011

Nowy Rok


Witam!
Pierwsze urodziny Bloga przeszły bez większego odzewu. Zapewne przyczyn jest wiele pewnie najważniejsza to praca, praca i jeszcze raz praca:). No co tam. Rok minął, droga drogą a zajść gdzieś musiałem przecież prawda?
Ogólnie życzę sobie i czytelnikom by ten blog jeszcze długo, długo istniał w sieci, by był stale aktualizowany, pomagał innym a przede wszystkim podobał się czytelnikom którzy tłumnie będą do lektury powracać. Nie będę robił podsumowania tego co przez ten rok się stało, bo przecież każdy może sobie przeczytać we wszystkich postach co się działo. Powiem tylko iż było tego sporo, Były wzloty i upadki- ale nikt czytając posty nie powinien się nudzić. Tak więc zainteresowanych zapraszam do lekcji historii mojego Biegu Po MILION.

Co do pracy jestem przed kolejną już drugą "wielką" wypłatą:) Hm... Podobno i w tym miesiącu po cichu mogę liczyć na wyższą premię za dobrze odwalaną robotę i zasługi. Tere fere:D Premia podstawowa to ok 50zł <śmiech> ale zawsze to coś:)
W styczniu czyli na dniach powinienem dostać przelew, oczywiście także zgłoszę się po kasę z liczenia natężenia ruchu.

Starałem się także o wakat w ogólnopolskim spisie ludności (czy jakoś tak) ale jak to bywa w PL, niby są miejsa a jednak nas nie wybierają. Oczywiście- znajomy, znajomemu itd... Nie przejmuję się tym;]

Zauważyłem iż w moim życiu zaczyna tworzyć się pewnego rodzaju trend. Otóż pod koniec roku kalendarzowego oraz początek nowego (styczeń) jakoś pięknie wszystkie niekontrolowane wydatki kumulują się. W przyszłości prawdopodobnie bedę zmuszony ustanowić sobie fundusz awaryjny na list/gru/sty/luty :D Nie wiem jeszcze w jakiej wysokości bo takie kwoty wychodzą że głowa mała, ale na pierwszy głód jakieś 400zł powinno wystarczyć.

Ps. Auto mi się zepsuło (nic dziwnego ma swoje lata) to co potrafiłem sam to zrobiłem. Także wymianę paska klinowego na parkingu Lidla, bez jakichkolwiek narzędzi. Przeżycie niesamowite, męczarnia także. Ale udało się. Co innego to że dojechałem do domu a on się zerwał:) po oględzinach i ponownym rozpatrywaniu problemu doszłem do wniosku że albo pasek był ciut za luźny, albo co gorsza dwa koła pasowe nie są w równej linii.
Tak na marginesie: Posiadanie starszego auta, niezbyt zaawansowanego technicznie to wspaniała sprawa dla młodego kierowcy, czy człowieka. Każda usterka liczy się z kosztami, koszty z pieniędzmi a tych jak zawsze jak na lekarstwo. Tak więc co robi młody człowiek? Podwija rękawy i stara się sam naprawić jakieś drobne usterki. Przy czym oczywiście uczy się myśleć logicznie, konstruktywnie i wyciągać wnioski. Brudzi sobie rączki, ale jednak jeśli coś sam zrobi to satysfakcje ma podwójną (pieniądze + satysfakcja z dobrze wykonanej pracy).
Można by rzec same plusy...

W grudniu zmusiłem się do chodzenia na basen. Tak na prawdę to pierwsze dwa razy to było zmuszanie się na siłę. Później z górki. W styczniu gdy dostanę wielką kasę z wypłaty:) zapiszę się ponownie. Stwierdziłem iż bieganie w taką pogodę i przy takich temp jak jest u mnie to zabójstwo. Choróbsko mnie jakieś bierze więc sobie odpuszczam- tylko basen:)

Polecam książkę "Inteligencja Emocjonalna" Daniel'a Goleman'a. Super książka, dająca do myślenia o tym jak kontemplujemy, jak robimy, a co możemy zmienić. Pokazuje różnice w myśleniu obu płci, ludzi którzy różnią się właśnie int. emocjonalną oraz wyjaśnia dlaczego dzisiaj samo wysokie IQ to trochę mało by wspiąć się na wyżyny swoich możliwości.
POLECAM!

W sumie na dzień dzisiejszy to wszystko. Mam nadzieję że w tym nowym roku ponownie będę się rozkręcał. Oby tylko wszysko lepiej się potoczyło niż w 2010:)

Pozdrawiam!